Nowy Tomyśl - biblioteczne bluesowanie

Październikowy wieczór to czas, w którym spojrzenie na świat od „jesiennej strony” często powoduje, że nasze rozmyślania mimowolnie płyną ku tematom dla nas podstawowym. Idealnym towarzyszem takiego wieczoru może być muzyczna opowieść o miłości, zazdrości, wierności, samotności, podróżach, pracy zarobkowej, wolności, nierówności społecznej i rasowej oraz polityce. Do wysłuchania tej opowieści, w ostatni czwartek października, zaprosiła bywalców Miejskiej i Powiatowej Biblioteki Publicznej w Nowym Tomyślu Bukowiecka Grupa Bluesowa.
Zespół, którego nazwa pochodzi od wsi, w jakiej odbywają się próby, powstał w 2009 roku z inicjatywy nowotomyślan: Szymona Koniecznego i Szymona Meli. Obecnie współtworzą go: Arkadiusz Łapiński - gitara basowa, Szymon Mela - gitara solowa, Piotr Patora - perkusja, Jarosław Weiss - harmonijka ustna, Szymon Konieczny - wokal. Każdy z muzyków współtworzy zresztą także inne projekty muzyczne: Nowotomyski Kataryniarz, The Train, The Managers, Cramprib, Jack D. Society. Pochodzący z naszego miasta i okolic (Kuźnicy Zbąskiej, Wolsztyna i Bukowca) wykonawcy, w swoim repertuarze mają przede wszystkim amerykańskie standardy osadzone w stylistyce bluesa chicagowskiego, oryginalnie wykonywane przez czarnoskórych np. przez ojca bluesa Roberta Johnsona, sięgają też do klasycznego rocka oraz tworzą własne kompozycje. Publiczności zgromadzonej w sali wystawowej podczas bibliotecznego bluesowania Bukowiecka Grupa Bluesowa zaprezentowała m.in. standardy amerykańskie: Further On Up The Road, Crossroads i I Just Want To Make A Love To You, a także piosenki Before You Accuse Me, Erica Claptona, Satisfy Suzie Lonnie'go Macka czy All Your Love i Ridin' On The L&N Johna Mayalla. Wśród utworów pochodzących z samego serca bluesa, nie zabrakło też wielkiego hitu: Sweet Home Chicago, który swą drugą młodość przeżył dzięki równie popularnemu filmowi Blues Brothers z 1980 roku. Oprócz tzw. standardów czy coverów, muzycy zagrali dwa utwory autorskie: Just Like A Bird Without A Feather i Bad Man, (pierwszy ze zmodyfikowanym tekstem ze standardu). Czwartkowy koncert potwierdził stereotypowe przekonanie, że żeby grać bluesa trzeba go mieć we krwi, bo tylko wtedy słuchacze poczują go także, krążącego w swoich żyłach. A Bukowiecka Grupa Bluesowa sposobem wykonania ponadczasowych standardów i własnych kompozycji potwierdziła, iż do kapel „czujących bluesa” należy. Sztuką jest zachwycić publiczność sytuującą się z różnych pokoleń i mającą różne gusta muzyczne, a ta sztuka grupie się udała. Słuchacze docenili profesjonalizm wykonania, ale przede wszystkim żywiołowe solówki gitarowe, radosne dźwięki harmonijki, energetyczną perkusję, oraz mocny i wielobarwny wokal. Porównanie bluesa, do najpiękniejszej strony smutku, jakie pojawiło się w słowie wstępnym do koncertu okazało się jednocześnie i trafne i nie trafne, bowiem zespół pokazał niewątpliwie piękno afroamerykańskiego folku, jednak do klimatu jesiennego wieczoru dorzucił wiele pozytywnej energii i bliskich każdemu emocji… Bo to właśnie emocje są kwintesencją tej muzyki - jak to trafnie ujął wokalista BGB: blues to nie tylko sama muzyka, to stan ducha. Trudno byłoby być wiarygodnym, grając bluesa a nie czując emocji, które on ze sobą niesie. Blues to wszystko, co masz w sercu, to miłość, smutek, gniew i zazdrość, bez których blues nie miałby tak silnego ładunku emocjonalnego…