Krajobraz z Ireną

Wystawa Miejskiej Biblioteki Publicznej w Witnicy przypomina postać znakomitej pisarki.

Wystawa „Krajobraz z Ireną. Życie i twórczość Ireny Dowgielewicz” została przygotowana z okazji odsłonięcia tablicy ku czci pisarki. Największa część ekspozycji opisuje jej związki z Witnicą.

Bo dla nas Irena Dowgielewicz jest w pierwszej kolejności witniczanką, osobą podwójnie zasłużoną dla naszego miasta. Po pierwsze, tuż po wojnie uruchamiała naszą Fabrykę Mebli i pełniła w niej kierownicze funkcje. Po drugie, sportretowała nasze miasteczko w „Krajobrazie z topolą” i opowiadaniach dla dzieci. Najlepiej by było, gdyby o związkach z Witnicą opowiedziała sama autorka. Oto co Irena Dowgielewicz napisała na temat początków Państwowej Fabryki Mebli „Fortuna”:

Zakład przygarniał wszelkie kalectwa kacetów, obozów jenieckich, kalectwo wojennej pracy „na niby”, deformacje posabotażowe i szmuglerskie. Szukaliśmy „sposobu na życie”, życie normalne, dla ludzi porażonych nienawiścią.
Nie byliśmy „gronem aniołów”. Ale wiele złuszczało się razem z okupacyjnymi lękami, rodziła się świadomość trwałości miejsca, działania, wygaszenia ogni, które niewiele pozostawiły naszym domom. (…)
Prawie codziennie przybywali osadnicy, niektórzy trafiali do nas. Ludzie pojawili się wcześniej niż chleb. Mieliśmy od początku szczęście: jeden z pierwszych transportów przywiózł kilku dobrych stolarzy. Miał kto przyuczać chętnych a niefachowych. Przyuczali rozmaicie.
Zdarzyło mi się (…) usłyszeć pochlipywanie zmieszane z szumem płynące z kranu wody i (…) spokojny głos jednego ze stolarzy:
- O widzisz, synu, teraz umyj gębę, a ja miałem na ciebie oko - podobno matce pieniądze podbierasz. Ale tu nie będziesz. G…o cię obchodzi, czy mamy kleju dużo czy mało, ale nie rusz, bo nie twoje. Dość nas szkopy naobkradały, a teraz mamy sami się obkradać… Dostrzegł nas, popchnął chłopaka w stronę bramy. – Słyszała pani?
– Nie, nic nie słyszałam (…)
(…) ten drobny incydent (…) był krzepiącym znakiem, że oto Zakład ma swoją kadrę, senat i patrycjat, radę, jak kto woli, swoje obyczaje (…) Ubocznym efektem dobrych obyczajów załogi było przysyłanie przez Zjednoczenie wyjątkowo częstych kontroli, bowiem, jak dowiedziałam się później, nasz Zakład był jedynym z Zjednoczeniu, z którego nie napłynęła żadna skarga czy donos. Osobliwe, a więc podejrzane.
(…) wspomnieniem (…) najmilszym pozostał piękny dzień, kiedy biegłam obok „trakcji konnej” załadowanej meblami z czarnym napisem „Made in Poland”. Była to bowiem, o ile mi wiadomo, pierwsza produkcja eksportowa Zjednoczenia – rezultat pracy skromnych, sumiennych, życzliwych ludzi, którzy w ciągu najlepszych lat mego dojrzałego istnienia stanowili społeczność, z którą jak żadną inną później, czułam się związana.

Irena Dowgielewicz „Biografia i jej ekspresja twórcza”, „Tygodnik Kulturalny” 46/1974.

Doświadczenia z tego witnickiego okresu pisarka wykorzystała w swojej jedynej powieści „Krajobrazie z topolą”. Jej akcja toczy się w Topolnicy czyli Witnicy.
„Krajobraz z topolą” jest kameralną opowieścią o Annie i Janie Jasieniach oraz dzieciach Jana z pierwszego małżeństwa. Doświadczona przez wojnę rodzina stara się zbudować nowe życie na „Ziemiach Odzyskanych”. Teresa Komorowska w pracy „Realia witnickie w powieści I. Dowgielewiczowej Krajobraz z topolą” odnajduje w Witnicy osoby, które posłużyły za pierwowzór powieściowych postaci. Główni bohaterowie, Anna i Jan, mają wiele z Ireny Dowgielewicz i S. Filimona, jednego z dyrektorów fabryki. I Jasień i Filimon byli zdolnymi projektantami mebli.
Wiele współnego mają ze sobą dyrektorzy Fabryki Mebli: niefrasobliwy topolnicki Majek i witnicki Zelke, który okazał się szabrownikiem, więc miejsca nad Witną nie zagrzał.
W tle rodzinnego życia rodzinnego Jasieniów huczą maszyny Fabryki Mebli:

Pierwsze stanowisko od wejścia, to przywodzące na pamięć tartak i bardzo jeszcze leśne dłużyce, ciężkie kolisko piły tarczowej, dalej piła taśmowa, osobliwa gadzina sunąca z gracją w obłoku światła. Potem szereg staje się podwójny: heblarki i frezarki, aż do ślepej ściany, pod którą przemyka na lewo nieoczekiwane przejście. Ślepa ściana jest jak uderzenie; hala zwija się przykurczona. Poza przejściem otwiera się znowu szerzej, czyniąc miejsce dla najzasobniejszej krowy w oborze Gregorczyka, prasy do fornirowania płyt. Jeszcze dwie duże parkieciarki i drzwi na klatkę schodową – warsztaty stolarskie mieszczą się bowiem na piętrze – przygotowane na maszynach elementy mebli i otworów pomocnicy noszą na górę – windy nie ma i nie ma na nią miejsca.

Witnickie psy
Irena Dowgielewicz była miłośniczką zwierząt. Trzy witnickie czworonogi uwieczniła w swojej prozie. W „Krajobrazie z topolą” występuje suka Kajka - być może pierwszy witnicki zwierzak uwieczniony w literaturze pięknej. Inne dwa tutejsze psiaki przedstawiła w autobiograficznych opowiadaniach zamieszczonych w „Płomyku” i „Nadodrzu”.
W „Peggy – pies, który nie szczeka” główna bohaterka przyjeżdża do nie wymienionej z nazwy Witnicy, aby objąć kierownictwo fabryki mebli. Tu poznaje Adama, sympatycznego łobuziaka, syna pracującego w fabryce mechanika i sprawia sobie psa – tytułową Peggy. Suka (…) nie szczekała, a pozostawiona sama w mieszkaniu, skakała przez zamknięte okno wybijając szyby, ale nie raniąc sobie ani pyska, ani łap.
Zakład nie pracuje, trzeba do niego ściągnąć maszyny i materiały. Pani dyrektor razem z Adamem, jego kolegą i tytułowym psem wyrusza do poniemieckiego składu forniru. Na miejscu trafiają na szabrowników i zaczyna się robić gorąco... Na szczęście wszystko kończy się dobrze. Dzięki Peggy oczywiście. W poświęconym jej opowiadaniu występuje fabryczny koń i kilka stworzeń, które nawet Dowgielewiczowa nie darzy sympatią:
Kilka szczurów leniwie ustąpiło nam z drogi, natomiast jednemu, wyjątkowo bezczelnemu, ustąpiłam ja.
Walka z gryzoniami to wielka namiętność innego czworonoga. Łada, tytułowa bohaterka drugiego witnickiego opowiadania Dowgielewiczowej namiętnie tępi szczury. Jest też wytrawnym tropicielem i w godzinie próby ratuje życie kurze niosce.
W tle akcji obu opowiadań, tak jak w tle „Krajobrazu”, huczą maszyny Fabryki Mebli.
Irena Dowgielewicz jest autorką jednej powieści, kilkunastu opowiadań i kilkudziesięciu wierszy.
Witnicy poświęciła trzy utwory, opowiadające o ważnych, pionierskich latach.


Władysław Wróblewski
Miejska Biblioteka Publiczna w Witnicy

     

Fot.: Dowgielewicz - portret; na zbiorniku p-poż.; przed budynkiem administracji.

„Krajobraz z topolą” został wydany przez Wydawnictwo Poznańskie (1966). Znalazł się również w zbiorze ótworów Ireny Dowgielewicz „Tutaj mieszkam” (2000), wydanym przez Wojewódzki Ośrodek Metodyczny w Gorzowie Wielkopolskim. Nakładem gorzowskiego WOM-u ukazał się także zbiór opowiadań dla młodzieży „Wujaszek Snep i inni przyjaciele” (1999), zawierający opowiadania „Peggy – pies, który nie szczeka” i „Łada”.


Wystawa została jest eksponowana na piętrze witnickiego „Żółtego Pałacyku”. Przy jej tworzeniu biblioteka korzystała ze zbiorów własnych oraz:
Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Zbigniewa Herberta w Gorzowie Wielkopolskim
Archiwum Zakładowego Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego w Gorzowie Wielkopolskim
Archiwum Towarzystwa Przyjaciół Witnicy
Podziękowania należą się również Lucynie Królickiej, instruktorowi plastyki z Miejskiego Domu Kultury, za pomoc w przygotowaniu ekspozycji.

  

Topolnica (Witnica) we fragmentach powieści „Krajobraz z topolą”
Relacje z Niemcami
- Mayerowa. (...) Zjadają ją oczywiście i troski, ale także nienawiść, której nie próbuje ukryć. (...) - Ukryć? Ależ nie. Ona chce, żeby widziano jej nienawiść, ponieważ sądzi, że ma do niej prawo. Nic więcej doraźnie uczynić nie może, ale demonstrowanie wrogości sprawia jej satysfakcję, poprawia samopoczucie i przynosi ulgę jak dobrze wypełniony obowiązek.
Poniemieckie jabłonki
- Oglądaliśmy podobne do makówek zawiązki owoców na tych nieszczęsnych kalekach pod płotem. (...) Janku, po co oni tak prowadzili te jabłonie: po drucie, przy samej ziemi, podzielone na dwa konary jak odwrócony szpagat.
Kradzież w fabryce mebli
Jan zgłaszał kradzież dwu pasów. Zdjęto je z nieczynnych heblarek. (...) Wydawało się najprawdopodobniejsze, że pasy wyrzucił oknem ktoś z pracujących, najprawdopodobniej w momencie, kiedy hala po gwizdku opustoszała, a korzystając ze skorego zmroku jesieni, zabrał je spod muru bez przeszkód.

Topolnica
Topolnica ma swoją miarę małego miasteczka., Tutaj domy nie są szczelnie zawarte, tutaj żyje się pełniej i soczyściej, ponieważ zdarzenia kładą się na miękkie, chłonne, chętne podłoże ludzi nie wysuszonych gonitwą za minutami. Wystarczy czasu na bezinteresowne rozmyślanie, własne istnienie pęcznieje sprawami sąsiada.