Przyśpieszony kurs latania – moje odkrywanie Ameryki

Kiedy rano otwieram oczy, widzę  przywiezionego z Florydy „łapacza snów” –  prezent od małżeństwa Jurkowich. Indianie wielkich równin wierzą, że w powietrzu unoszą się marzenia, zarówno dobre jak i złe. Według  legendy, dobre sny przechodzą przez centralny otwór łapacza  do śpiącego. Złe sny zostają uwięzione w sieci, gdzie giną w świetle świtu. Patrzę jak wiatr bawi się piórkami mojego łapacza i myślę, że przytrafił mi się jeden z najpiękniejszych snów… Kiedy, studiując bibliotekoznawstwo, czytałam o Bibliotece Kongresu, nie sądziłam, że kiedyś zobaczę ją na własne oczy, i będę spacerować korytarzami „biblioteki świata”.

Propozycję wyjazdu do Stanów Zjednoczonych otrzymałam w połowie ubiegłego roku. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Marzena Szewczyk z Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego i zapytała, czy chciałabym polecieć do Ameryki? Co to za pytanie – pomyślałam – pewnie, że tak! Dopiero po odłożeniu telefonu uświadomiłam sobie sens tego, co przed chwilą usłyszałam. To było jak wygrana w totka – tylko 10 bibliotekarek z całej Polski otrzymało taką propozycję! Wtedy jeszcze nie do końca wierzyłam, że wyjazd dojdzie do skutku. W marcu 2013 r. zaproszono całą naszą grupę na spotkanie w Ambasadzie. Tam otrzymaliśmy list podpisany przez Attaché Kulturalnego Marka L. Weniga, z zaproszeniem do odwiedzenia USA w dniach 7-17 kwietnia i do udziału w programie „Biblioteki publiczne jako technologicznie zaawansowane centra społeczności lokalnej”. Klamka zapadła. Nie znaliśmy jeszcze dokładnego planu, ale wiedzieliśmy, że pierwszym celem naszej podróży będzie stolica kraju – Waszyngton. Program wizyty studyjnej wyglądał imponująco – trzy wybrzeża, miasta Waszyngton na wschodzie, Seattle na zachodzie i  Pensacola… na Florydzie! Zaplanowano wiele ciekawych spotkań. Moja ciekawość rosła z każdym dniem, a razem z nią obawa, jak zniosę tak daleką podróż? Nigdy wcześniej nie podróżowałam samolotem. Znajomi żartowali, że muszę się zapisać na przyśpieszony kurs latania.

Wyjazd został  sfinansowany przez  Departament Stanu USA i częściowo przez Fundację Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego. Ale w organizację naszej wizyty zaangażowanych było wiele różnych instytucji, osób prywatnych i wolontariuszy. Program International Visitor Leadership (IVLP), realizowany jest od kilkudziesięciu lat. Uczestnicy nie składają aplikacji, ale są wybierani, nominowani, a następnie zapraszani przez dyplomatów zatrudnionych w ambasadzie USA, jako liderzy w określonej dziedzinie. Ludzie z różnych krajów odbywają podróż do Stanów Zjednoczonych aby wziąć udział w starannie przygotowanych spotkaniach, odpowiadających ich zainteresowaniom zawodowym. Podróżują w ramach różnych programów tematycznych.

Organizacją naszego pobytu w USA zajęło się Meridian International Center – instytucja non profit. Zaraz po przyjeździe spotkaliśmy się z Valerie J. Wheat, oraz jej współpracownikami, aby porozmawiać o naszych oczekiwaniach i omówić szczegóły. Wszystkie sugestie uczestników dotyczące programu zostały przesłane znacznie  wcześniej do Waszyngtonu. Na ich podstawie stworzono plan wizyty, odpowiadający potrzebom i oczekiwaniom  całej grupy.

Podczas dziesięciodniowego pobytu odwiedziliśmy bardzo różne biblioteki publiczne – futurystyczną, nowoczesną bibliotekę główną w Seattle, nowe, funkcjonalne biblioteki  w Arlington i w Pensacoli, ale także zupełnie małe biblioteki lokalne w Fife i Gulf Breeze, które służą kilkutysięcznym społecznościom. Wiele godzin spędziliśmy na rozmowach z naszymi amerykańskimi kolegami, wymieniając doświadczenia i dyskutując nad rolą współczesnej biblioteki. W Waszyngtonie i Seattle mieliśmy okazję spotkać się z przedstawicielami organizacji pozarządowych wspierających bibliotekarstwo w USA - Fundacji Billa i Melindy Gatesów, a także Beyond Acces Initiativeat The International Research and Exchanges Board (IREX). Rozmawialiśmy z pracownikami naukowymi Uniwersytetu Waszyngtona (który od 100 lat kształci bibliotekarzy) o prowadzonych przez  Uniwersytet badaniach nad czytelnictwem i wpływie bibliotek na rozwój społeczeństw, o wykorzystaniu nowych technologii w celu wspierania wiedzy. Spotykaliśmy się również  z wolontariuszami – przyjaciółmi bibliotek, którzy skutecznie prowadzą rzecznictwo na ich rzecz  i pracują w nich, poświęcając swój wolny czas. Byliśmy w bibliotekach, które służą mniejszościom etnicznym (Fife Library, Seattle Public Library, International District/Chinatown Branch) i w takich, które zajmują się potrzebami osób niepełnosprawnych – niewidomych, głuchych, z różnymi dysfunkcjami (Washington Talking Book and Braille Library w Seattle). W bibliotece University of West Florida w Pensacola podziwialiśmy doskonale wyposażoną pracownię komputerową  „SkyLab”.

Nie spotkaliśmy typowych czytelni z rzędami stolików, w których „książki podaje bibliotekarz”. Ale we wszystkich odwiedzanych przez nas bibliotekach publicznych, wydzielone były miejsca „cichej pracy” – małe pomieszczenia, często dodatkowo wyciszone, żeby hałas nie przeszkadzał użytkownikom. W każdej placówce były też specjalnie zaprojektowane miejsca dla małych dzieci. Podczas kiedy starsze pociechy korzystały z komputerów, maluchy pod opieką rodziców bawiły się w bezpiecznych, kolorowych kącikach z zabawkami i specjalnymi książkami. Biblioteki publiczne realizują programy (finansowane z pieniędzy federalnych), skierowane do dzieci w wieku przedszkolnym, mające na celu rozwijanie umiejętności czytania. Osoby starsze poznają w bibliotekach nowe technologie, uczą się obsługi urządzeń – tabletów, czytników e-booków, iPhonów itp. Te zajęcia prowadzą najczęściej młodzi wolontariusze. We wszystkich bibliotekach wyraźne było nastawienie na odbiorcę, na jego potrzeby. Odpowiednie programy wynikające z potrzeb środowiska (w bibliotece publicznej w Arlington realizowany jest specjalny program dla młodocianych matek), funkcjonalnie zaaranżowane przestrzenie, czytelna informacja (piktogramy), dużo materiałów informacyjnych na temat oferowanych usług i bieżących działań, gotowi do pomocy kompetentni pracownicy i wolontariusze. Wygodne meble  ustawione w różnych miejscach, często wśród półek, albo na korytarzach – kanapy, fotele, w których można „utonąć” z książką, gazetą czy laptopem na wiele godzin. Wózki, na które czytelnicy mogą odkładać przeczytane na miejscu książki. Wszystkie usługi biblioteczne, w tym dostęp do  Internetu, są bezpłatne.

Jednym z  ważnych punktów  naszego programu była wizyta w siedzibie Fundacji Billa i Melindy Gatesów w Seattle. Przyjął nas Darren Hoerner, który zajmuje się Programem Rozwoju Bibliotek w Polsce, finansowanym przez Fundację. Nowoczesne budynki wyglądają imponująco. Pięknie zaaranżowane wnętrza, kwiaty, dbałość o ekologię. Wszystko starannie przemyślane i zaprojektowane. W recepcji  naszą uwagę przyciągnęła wysoka, kolorowa wieża. Darren wyjaśnił nam, że została zbudowana z kocyków (!) Każdy kocyk to osobna, czasem bardzo osobista historia osoby, która go podarowała. To może być kocyk pierwszego dziecka, pled, którym okrywała się nieżyjąca już matka, albo koc przywieziony z egzotycznej podróży… Świetny pomysł! W działalności Fundacji ważne jest przekonanie, że każde życie ma taką samą wartość. Był też czas na wspólną kawę i rozmowę. Darren chciał się dowiedzieć, jak Program Rozwoju Bibliotek wpłynął na rozwój naszych placówek, co się w nich zmieniło i jakie są nasze dalsze plany?

W Pensacola byliśmy gośćmi Przewodniczącego Rady Miejskiej dr P.C. Wu i zostaliśmy honorowymi obywatelami miasta. Państwo Jurkowich, zaprosili nas do swojego domu na pożegnalną kolację przy świecach. Były owoce morza, ryba złowiona w Zatoce Meksykańskiej, dziki ryż i truskawki. Wszędzie serdecznie nas przyjmowano. A najlepsze jest to, że ten piękny sen zdarzył się naprawdę – kwitnące magnolie przy Białym Domu i japońskie wiśnie, pachnące wieczorem nad Potomakiem, kolacja w Space Needle w Seattle, delfiny pływające tuż przy naszej łodzi, i spacer nad brzegiem oceanu.

Barbara Bielska
Dyrektor
Miejskiej Biblioteki Publicznej w Reszlu