Dlaczego nasza przyszłość zależy od bibliotek

15 października 2013 r. brytyjski The Guardian zamieścił tekst wykładu Neila Gaimana Dlaczego nasza przyszłość zależy od bibliotek, czytania i marzeń, wygłoszonego dzień wcześniej na dorocznym zebraniu The Reading Agency, organizacji charytatywnej promującej czytelnictwo w Wielkiej Brytanii.

Gaiman w żywy sposób mówi o wpływie umiejętności czytania i piśmienności na rozwój przyszłych pokoleń oraz o roli, jaką w tych okolicznościach biblioteki mają do spełnienia. Przyznaje, że w tym, co pisze i mówi jest stronniczy, gdyż jako autor literatury zarówno dla dzieci, jak i dorosłych od około 30 lat żyje z pisania, tj. z tego, że ktoś jego utwory kupuje i czyta. Jest więc w jego interesie, by ludzie czytali, by biblioteki istniały, by zamiłowanie do czytania było promowane, a miejsca, gdzie można czytać, były jak najliczniejsze.

Przytacza jednak wstrząsającą sytuację, jakiej doświadczył podczas jednej ze swoich wizyt w Nowym Jorku, gdy przysłuchiwał się rozmowie na temat budowy prywatnych więzień w USA, na skalę, którą nazywa wręcz przemysłem więziennym, notabene w Ameryce mocno rozwiniętym. Miał więc okazję słyszeć, jak planowano rozwój tego przemysłu, tj. ile cel więziennych trzeba będzie zbudować za 15 lat oraz ilu więźniów będzie wówczas osadzonych. Planistom określenie tych liczb przychodziło bardzo łatwo – posługiwali się nad wyraz prostym algorytmem, opartym na sondażach, określających procent 10- i 11-latków niepotrafiących czytać...

W opinii Gaimana wszelkiego rodzaju utwory literackie mają za zadanie po pierwsze – pełnić funkcję swoistego leku uzależniającego od czytania, tj. wyrabiającego nawyk czytania, po to by po prostu dowiedzieć się, co zdarzyło się dalej, oraz po drugie – budować empatię pomiędzy ludźmi, dzięki której ludzie nie są indywidualistami, mającymi obsesję wyłącznie na własnym punkcie.

Gaiman wspomina swój wyjazd do Chin w 2007 r. na pierwszą w historii tego kraju zaakceptowaną przez władze komunistyczne konferencję poświęconą literaturze SF i fantasy. Przy pierwszej możliwej sposobności wziął wówczas na stronę wysokiego urzędnika państwowego i zapytał, co takiego się stało, że po tylu latach odrzucania literatury SF zdecydowano się zorganizować tę konferencję. Urzędnik odparł, że dotąd Chińczycy byli dobrzy w wytwarzaniu produktów, które zaprojektował kto inny, nie byli innowacyjni, nie dokonywali odkryć. Wysłali więc delegację do Stanów Zjednoczonych, do takich firm jak Apple, Microsoft czy Google, i zapytali pracujących tam ludzi o źródła innowacyjności. Dowiedzieli się w ten sposób, że wszyscy zapytani czytali w dzieciństwie literaturę SF…

Sam Gaiman stwierdza, że miał w dzieciństwie szczęście. A miał je dlatego, że w jego rodzinnej miejscowości funkcjonowała wspaniała biblioteka, że jego rodzice w wakacje nie zostawiali go w domu, lecz – sami jadąc do pracy – podwozili go do biblioteki, że bibliotekarze nie mieli nic przeciw temu, iż mały chłopczyk, bez towarzyszących rodziców, każdego ranka przychodzi do oddziału dziecięcego, szpera w katalogu, szuka książek o duchach, magii, rakietach kosmicznych, wampirach, detektywach, czarownicach czy innych cudach. Ci sami bibliotekarze nie powiedzieli mu ani słowa, gdy już przeczytał cały księgozbiór dla dzieci i zabrał się za ten dla dorosłych. - Bo to byli dobrzy bibliotekarze. Lubili ksiązki i lubili, gdy ksiązki były czytane. Nauczyli go, jak korzystać z wypożyczeń międzybibliotecznych; traktowali go jak – ni mniej, ni więcej – każdego innego czytelnika. A to znaczy, że odnosili się do niego z szacunkiem, do czego, będąc zaledwie ośmiolatkiem, nie był przyzwyczajony.

W swym wykładzie Gaiman poświęca też sporo miejsca informacyjnej roli bibliotek. Wypowiada się również na temat przyszłości ksiązki drukowanej: nie jestem przekonany o tym, że wszystkie książki trafią lub powinny trafić do czytników. Ponad 20 lat po pojawieniu się Kindle’a książka drukowana jest jak rekin. Rekiny to stary gatunek, pływały w oceanach jeszcze przed epoką dinozaurów. A powodem tego, że do dziś istnieją, jest fakt, iż nic innego nie potrafi być rekinem lepiej niż one same. Ksiązki drukowane są solidne, trudne do zniszczenia, przetrwają, gdy wpadną do wody, da się je czytać w pełnym słońcu, dobrze się je trzyma w ręce. Są dobre w tym, czym są, i zawsze będzie dla nich miejsce. Przynależą do bibliotek, do tych samych bibliotek, które stały się miejscami dostępu do ibuków, audiobuków, płyt DVD czy internetu.

Konkluzja artykułu Gagmana nie wymaga komentarza: Biblioteki to wrota do przyszłości. Dlatego żałosnym jest to, co możemy zaobserwować na całym świecie, a mianowicie, że lokalne władze chwytają się różnych sposobności, by zamykać biblioteki, co ma być łatwym sposobem na obcięcie kosztów. Nie zdają sobie sprawy, że skupiając się wyłącznie na bieżących płatnościach okradają tak naprawdę przyszłość swoich społeczności. W ten sposób zamykają wrota, które powinny zostać otwarte.

Images courtesy of David Castillo Dominici & luigi diamanti / FreeDigitalPhotos.net