Toruń: Irena Matuszkiewicz - „za młoda na sen, za stara na grzech”

Jestem przekonana, że w którymś z poprzednich wcieleń musiałam być kimś w rodzaju  panny Marple, czyli stateczną niewiastą, która wszystkich wokół zna, ma oczy i uszy otwarte, a przede wszystkim umie wyciągać logiczne wnioski, porównywać i kojarzyć.













Marek Ospalski: Rzuciła Pani pracę w redakcji regionalnego tygodnika i zaczęła pisać książki. Fikcja jest ciekawsza od rzeczywistości?


Irena Matuszkiewicz: Nie rzuciłam pracy, o nie! Kiedy nastały trudne czasy transformacji, moja redakcja – szarpana przez różnych wewnętrznych i zewnętrznych uzdrowicieli – przestała wydawać dobre pismo, to znaczy z dobrego zrobiła złe i zaraz potem padła. Zostałam bez pracy, a że byłam wówczas „za młoda na sen, za stara na grzech”, to musiałam sobie znaleźć jakieś przyzwoite zajęcie. Nie od razu wzięłam się do pisania, ale się wzięłam i powiem tak: nie miałam daleko ze świata rzeczywistości do świata fikcji, właściwie tylko jeden krok. Moje książki, łącznie z czysto rozrywkowymi, są osadzone w konkretnym miejscu i środowisku, opowiadają o wydarzeniach prawdopodobnych lub wręcz prawdziwych. Zdarza się, że nawet nie wymyślam głównego bohatera, jak choćby w Przebudzeniu.

Zatem fabuła Pani książek nie jest wyłącznie kwestią fantazji?


Wyłącznie nie, ale jeśli nie uprawia się literatury faktu, to bez fantazji nie da się tworzyć. Kiedyś w reportażu musiałam być wierna faktom, teraz pisząc powieść, mogę faktami żonglować, zmieniać je, a nawet naginać do fabuły, mogę obdarzać bohaterów cechami, które bardzo lubię lub takimi, które mnie drażnią. Kreowanie własnego świata to wielka radość i fantastyczna przygoda.

Recenzenci podkreślają, że Pani twórczość wykracza poza ramy literatury rozrywkowej. Wiele w Pani książkach spostrzeżeń natury socjologicznej, obyczajowej.

Bardzo mnie cieszą takie opinie. Ponad dwadzieścia lat spędziłam na opisywaniu rzeczywistości, głównie zaś konfliktów między ludźmi, nauczyłam się słuchać i patrzeć, a teraz to wykorzystuję. W dalszym ciągu obracam się między ludźmi, w dalszym ciągu słucham i patrzę, a kiedy siadam do pracy staram się, by kreowana przeze mnie rzeczywistość nie była wzięta z sufitu. I aby moi bohaterowie nie przypominali aniołów, tylko ludzi z ich zaletami i wadami.

Od kilku lat pisze Pani głównie kryminały. Skąd upodobanie do tego gatunku literackiego?

Nawet jeśli nie piszę książki z założeń kryminalnej, to kusi mnie, żeby włączyć do akcji jakąś jedną zagadkę, jakiś jeden drobny wątek z nieboszczykiem w tle. Skąd takie upodobania? Jestem przekonana, że w którymś z poprzednich wcieleń musiałam być kimś w rodzaju  panny Marple, czyli stateczną niewiastą, która wszystkich wokół zna, ma oczy i uszy otwarte, a przede wszystkim umie wyciągać logiczne wnioski, porównywać i kojarzyć. Inaczej nie umiem sobie tego wytłumaczyć. Oczywiście lubię też czytać dobre książki kryminalne, ale inne też czytuję.

Którą ze swoich książek chciałaby Pani zobaczyć na dużym ekranie? Czy kinowa adaptacja prozy Ireny Matuszkiewicz wchodzi w ogóle w grę?

Sądzę, że kinowa adaptacja nie wchodzi w grę. Nie kiwnęłam palcem w tym kierunku, nie próbowałam rozsyłać książek do reżyserów ani w żaden inny sposób nie zabiegałam o sfilmowanie któregoś z tytułów. Ja piszę powieści dla ludzi, którzy potrafią czytać, i niech już tak zostanie, że czytać, a nie oglądać. Najnowsze adaptacje współczesnej prozy jakoś mnie nie zachwycają. Nikt już teraz nie kręci Nad Niemnem, Nocy i dni ani Dwóch księżyców.

Czuje się Pani doceniona przez czytelników i krytykę?

Opinie krytyków nie zawsze do mnie docierają. Natomiast czytelników mam wspaniałych. Spotykam się z nimi w bibliotekach, a odkąd zaczęłam podawać na okładkach książek adres mailowy, to z wieloma spotykam się również wirtualnie. Piszą do mnie wzruszające, bardzo ciepłe listy, takie, po których chce się żyć, a nawet pisać dalej.

Co w planach?
W roku 2011 powinny się ukazać dwie moje książki. Jedna jest już napisana i złożona w wydawnictwie  Prószyński Media, i ta trafi do księgarń na przełomie stycznia i lutego. Tytuł... cały kłopot polega na tym, że książka już jest, natomiast tytułu nie ma. Ja zaproponowałam Życie w cieniu gwiazdy, ale tak się składa, że w tym samym czasie ukaże się biografia Poli Negri z gwiazdą w tytule i trzeba zejść z firmamentu na ziemię. Możliwe, że przejdzie druga propozycja Barwy jesieni. Wciąż jeszcze trwają rozmowy na ten temat.  Powieść jest kontynuacją Przeklętych, zaklętych i Przebudzenia, czyli opowiada o dziejach pewnej rodziny. Z kolei jesienią w W.A.B. ukaże się kryminał pt. Ostatni sprawiedliwy i nad tą książką właśnie pracuję. A co będzie potem? Na pewno coś będzie, ale jeszcze za wcześnie, by o tym mówić.

Dziękuję bardzo za rozmowę!


Dziekuję!
(im/mo/mj)




Festiwal 4 Pory Książki jest największym krajowym wydarzeniem literackim, które do 2009 roku odbywało się równolegle w kilku miastach Polski. Ten najbardziej różnorodny i interdyscyplinarny z festiwali promujących literaturę i czytelnictwo był organizowany przez Instytut Książki we współpracy z lokalnymi partnerami. W 2010 roku Książnica Kopernikańska w Toruniu była jedyną instytucją, która zorganizowała Festiwal 4 Pory Książki.




Wojewódzka Biblioteka Publiczna − Książnica Kopernikańska
ul. Słowackiego 8, 87-100 Toruń
tel. 056 622 66 42, faks 056 622 57 13
e-mail: ksiaznica@ksiaznica.torun.pl
http://www.ksiaznica.torun.pl/
dyrektor: Teresa E. Szymorowska